Najbezpieczniej będzie ukryć się w piwnicach

Budynkiem, który codziennie widziałem, był stojący na przeciwległym rogu skrzyżowania ulicy Królewskiej z Krakowskim Przedmieściem, Pałac Tyszkiewiczów. Często przechodziłem przez bramę jego oficyny od strony kościoła Wizytek na zajęcia akademickie. 

Obraz przedstawiający Pałac Tyszkiewiczów namalowany został około 1790 r. przez Zygmunta Vogla. Jego pracownia malarska znajdowała się na Krakowskim Przedmieściu w Pałacu Czapskich, stąd też tak znakomite w szczegóły obrazy tej części Warszawy po sobie zostawił. Prezentowany wizerunek przedstawia północną, pięcioosiową, elewację Pałacu Tyszkiewiczów. Skierowana jest ona na placyk przed kościołem Wizytek, który widzimy po lewej stronie, zasłonięty częściowo przez niereprezentacyjny budynek. Elewacja odcina się bielą od pozostałych budowli. Widać niedawno zakończono budowę pałacu, o czym mogą świadczyć jeszcze nieuprzątnięte sterty ziemi. Brak jeszcze oficyny od strony kościoła z charakterystyczną bramą. Dlatego też możemy w głębi zobaczyć fragment oficyny starego Pałacu Poniatowskich, parterowy budynek z ryzalitem i trójkątnym frontonem skierowanym ku północy. Po prawej stronie widzimy m.in. kościół św. Krzyża, oficyny Pałacu Czapskich (ilustracja z książki Aleksandra Kraushara "Warszawa za sejmu czteroletniego w obrazach Zygmunta Vogla", Warszawa 1921).


Warto jeszcze raz powrócić do dni insurekcji warszawskiej. 

Tak dzień wybuchu insurekcji warszawskiej 1794 r. wspominała w wiele lat później (wówczas piętnastoletnia) Anna z Tyszkiewiczów, I voto Potocka, II voto Dunin-Wąsowiczowa: 

18 kwietnia [winno być 17 kwietnia] obudził nas huk armat i gęsta strzelanina. Ojca mego nie było, a służba natychmiast chwyciła za broń, nie troszcząc się o to co się z nami stanie; trzeba było zatem zebrać radę niewieście, która postanowiła, że najbezpieczniej będzie ukryć się w piwnicach. Spędziliśmy tam cały ranek nie mając pojęcia co się dzieje. [...] Około trzeciej po południu strzelanina w naszej dzielnicy ustała, a król polecił, abyśmy starały się dotrzeć do Zamku, gdzie mieszkał, sądził bowiem, że będziemy tam bezpieczniejsze. Nie znalazłyśmy ani stangretów, ani lokai, a zresztą powozem trudno by było przebyć ulice zawalone trupami; musiałyśmy przejść pieszo całe Krakowskie Przedmieście, gdzie przez wiele godzin toczyły się walki. Widok tego pobojowiska zasłanego zwłokami Rosjan przejął mnie zgrozą! Było to jedyne przykre wrażenie, jakiego doznałam: zabłąkane kule świszczące nad naszymi głowami nie budziły we mnie lęku. 

Walki toczyły się na odcinku od skrzyżowania z ulicą Świętokrzyską (jedna czerwona kropka) do ulicy Królewskiej (dwie czerwone kropki). Na planie widać bardzo dobrze zarys tzw. Kuźni Saskich (140 lat później stanie tu "Dom bez kantów").


Jan Kiliński, w swoich pamiętnikach (w których często koloryzuje i przesadza) tak opisał walki na Krakowskim Przedmieściu:

Nie mogę ja się tu tak doskonale wypisać, jak tam się pomiędzy nami działo, bo prawie cudem to nazwać można było, co się działo przed kościołem świętego Krzyża, gdyż tam było postawionych armat 10 poprzek ulicy pomiędzy pałacem Tyszkiewicza a między pałacem Małachowskiego, które tam 10 armat stało, i tam była największa forsa [siła…] muszę tu dać świadectwo trzem obywatelom, którzy sobie tak przytomnie zrobili, bo dwaj byli na wieży świętokrzyskiej, a jeden zakradł się do szulerhauzu, który stał przy pałacu Tyszkiewicza, a wszedłszy do niego i tam okienkiem z boku zaczął do kanonierów strzelać, i ci z wieży tam prawie wszystkich wybili, i także tylko na cel brali samych oficerów. Co widząc książę Gagarin, iż mu tak padają oficerowie i kanoniery, sam się na koniu usunął pod saska kuźnię […]. A gdyśmy się dowiedzieli o tym, że książę Gagarin zginął, tak zaraz najspieszniej zaczęliśmy lecieć ku świętemu Krzyżowi, A gdyśmy się zbliżyli już na dobry wystrzał karabinowy, Moskale dali wystrzał do nas i zgubili nam kilku ludzi, ale my jak im raz i drugi odpowiedzieliśmy, jak krzykniemy „ura”, nadstawiwszy bagnety, tak zaraz Moskale zaczęli krzyczeć pardon i swoją broń na ziemie porzucili.

Juliusz Kossak umieścił Kilińskiego na swoim szkicu "Walki na Krakowskim Przedmieściu" (prezentowałem go w poprzednim wpisie).

Komentarze